Lew Jaszyn » Po zakończeniu kariery piłkarskiej » Po zakończeniu kariery piłkarskiej

Po zakończeniu kariery piłkarskiej

Polityka

Po zakończeniu kariery piłkarskiej w niewyobrażalnie późnym wieku (41 lat) Yashin zarządzał drużyną swojej rodzinnej drużyny, a w 1975 roku został zastępcą szefa wydziału hokeja i piłki nożnej Rady Centralnej Dynama. Rok później Lew Iwanowicz podjął podobną pracę w Komitecie Sportu. Często zwracali się do niego o różną pomoc ludzie – zarówno znajomi, znani ze sportu, jak i ci, których Yashin wcześniej nie spotkał. I pomógł - poszedł do władz, zadzwonił, zadzwonił. Przychodziło do niego wiele listów i przynajmniej na wszystkie rzucił okiem. Czasami dochodziło do incydentów: pewnego razu w odpowiedzi na gorący list do Moskwy przyjechał kibic z Uzbekistanu, zabierając ze sobą żonę i siedmioro dzieci. Pojawił się w mieszkaniu Lwa Iwanowicza i na tydzień zamienił je w internat. Przez cały ten czas Yashin karmił gości na własny koszt i oprowadzał ich po Moskwie.

Na zewnątrz los byłego piłkarza wyglądał całkiem nieźle, jednak tylko na zewnątrz – słynny bramkarz czuł się w świecie urzędników jak „czarna owca” i nie mógł nic z tym zrobić. Przyzwyczajony do mówienia swoim partnerom wszystkiego, co uważa za konieczne, trudno mu było pogodzić się z koniecznością ukrywania swoich myśli lub wyrażania ich za pomocą okrężnych wyrażeń. „Koledzy” też go nie lubili. Najwięksi działacze kraju, którzy towarzyszyli Yashinowi podczas wydarzeń publicznych, nieuchronnie zdali sobie sprawę z ich prawdziwej wartości – to legendarny bramkarz zawsze przyciągał uwagę publiczności. W 1982 roku Jaszyn – mimo osobistego zaproszenia organizatorów – nie znalazł się w składzie radzieckiej delegacji na Mistrzostwa Świata rozgrywane w Hiszpanii. Zamieszanie, jakie wyraziła międzynarodowa społeczność piłkarska w tej sprawie, doprowadziło do tego, że mimo to urzędnicy sportowi zabrali ze sobą Yashina jako tłumacza. Trzeba przyznać, że dumny piłkarz długo nie zgadzał się z upokarzającym statusem, ale w końcu zdał sobie sprawę, że jego „koledzy” nie opisują jego, ale siebie. Oczywiście w Hiszpanii wszystko się ułożyło – piłkarski świat zaakceptował go jako Yashina i nic więcej.

Liczne choroby i śmierć

Z wiekiem coraz częściej zaczęto pamiętać o licznych chorobach wielkiego bramkarza. Niektóre z nich pojawiły się dawno temu, np. wrzód żołądka, inne zaś pojawiły się po zaprzestaniu przez organizm zwykłej aktywności fizycznej. Lata palenia odegrały fatalną rolę. Yashin miał udar, po którym nastąpiło kilka zawałów serca, gangrena, która doprowadziła do amputacji nóg, nowotwór... Zmarł 20 marca 1990 roku.


Ostatnie słowo

Każdy, kto znał Lwa Iwanowicza, wiedział, że był to niezwykły człowiek. I nie miało to nic wspólnego z jego rzadkim talentem piłkarskim. Ludzki talent Yashiego był bardziej podziwiany przez jego współczesnych. Tylko były mechanik, który ukończył szkołę pracy z młodzieżą, potrafił zachować się z godnością zarówno wśród ludzi pracy, jak i w obecności gwiazd piłki nożnej i spoza niej. Yashin cieszył się niekwestionowaną reputacją zarówno wśród partnerów, jak i konkurentów. „Wrzeszcząc” na obrońców w trakcie meczu, nigdy nie próbował nikomu dowodzić poza grą i wyróżniać się. Cierpliwie znosił obelgi, nigdy nie próbował uchylać się od odpowiedzialności, choć faktycznie miał lekkie poczucie winy. Bliscy próbowali chronić bramkarza przed „samokrytyką” i mówili mu: „Dlaczego sobie robisz krzywdę, w końcu drużyna wygrała?” Jednak Yashin odpowiedział: „Gracze z pola wygrali, ale ja przegrałem”. Kolejny charakterystyczny epizod – opowiedzieli Yashinowi chłopcy serwujący piłki podczas meczów – słynny Yashin dziękował za każdą oddaną im piłkę i nigdy nie przeklął, gdy popełnili błąd.

Wszystkie gwiazdy futbolu bez wyjątku uważały za zaszczyt poznać Lwa Iwanowicza, a jeszcze bardziej zaprzyjaźnić się. Yashin rozwinął czysto ludzką sympatię do wielu wybitnych sportowców, na przykład do jego bliskich przyjaciół należeli piłkarze Franz Beckenbauer, Uwe Seeler, Ferenc Puskas, Karl-Heinz Schnellinger, Bobby Charlton, Eusebio, Gyula Grosic i sam Pele. Wielki brazylijski sportowiec zawsze szanował Yashina i na pewno odwiedzi go, gdy przyjedzie do Moskwy. Najnowsze aktualności znajdziesz tutaj.
Napisz komentarz